Archiwa kategorii: Poznański kęs

Spokojnie, mam bardzo duże buty

Wiem, że od tygodnia w naszym kraju panuje wiosna, jednak przypomniałam sobie historię mającą miejsce w zimie (spokojnie, nie będzie długa).

legs-434918_960_720

Tego dnia wracając z uczelni włożyłam klucz w drzwi klatki i nie umiałam go przekręcić. Ewidentnie coś było z drzwiami (no, przynajmniej wtedy tak myślałam).

Jak dobrze mieć sąsiada

Zadzwoniłam do sąsiadki spod jedynki, prosząc o otwarcie i tłumacząc jej, że drzwi są zepsute. Otworzyła.

Prezent na Mikołaja

I kiedy wreszcie stanęłam przed moimi drzwiami, zobaczyłam… nie te drzwi. Początkowo myślałam, że złodziej wyniósł jedne (bo w mieszkaniu są podwójne, a te wyglądały jak te drugie u mnie) i resztę mieszkania, ale kiedy spod jedynki wyszedł groźny pan przypominający Ferdka Kiepskiego, uciekłam pośpiesznie orientując się, że pomyliłam klatki.

Były to Mikołajki.

Nie wiedziałam wcześniej, że Mikołaj przynosi w Poznaniu prezenty do butów. Serio. To jakiś zwyczaj rodem z Ameryki czy Wysp.

Ksiądz zapytał dzieci na roratach, czy widziały kiedyś Mikołaja. One odpowiedziały, że nie. I o to chodzi. Żeby czynić dobro, ale nie chwaląc się tym – tak, żeby nikt nie widział.

Wtedy myślę…

Tego dnia pomyliłam klatki i weszłam w kupę. Zastanawiałam się, czy to nie dlatego nie dostałam prezentu?

PS Kochany Mikołaju! Ja ciągle czekam! Możesz nawet przekazać prezent dla mnie Zajączkowi!

Przeziębienie

Jestem w trakcie walki z okropniastym przeziębieniem: nauka kontra ból głowy, wykonywanie ruchów kontra ból całego ciała, jedzenie kontra ból gardła. Dwa pierwsze rozumiem, ale zabronić mi jeść?!

Jak się szybko wyleczyć?

Właśnie przegryzłam ostatni ząbek czosnku popijając go mlekiem z miodem. Pali, ale solić* to. To znak, że meblująca się w moim gardle rodzinka wirusów nie zamieszka tam długo. Tak przy okazji, czy można powiedzieć, że to antropomorfizm?

pexels-photo-230325

Ludzi, których poznałam w Poznaniu (o, jak ładnie to brzmi), i którzy stąd pochodzą, nazywam Pyrami. Z jedną taką nawet się trzymam. Uwielbiam jej miłość do pisania i ciastków. To dwie rzeczy, które najbardziej nas łączą.

Nowy rok nowa ty

Jakiś czas temu opowiadała mi, jak poszła biegać.

Pyra: No i biegłam. Nagle widzę sklep. Myślę: sklep. Ciastki. Weszłam i kupiłam ciasteczka. Wracałam jedząc je.

Cudna, prawda? Aż trudno się nie zauroczyć! Ostatnio znowu zaczęła ćwiczyć, tym razem w domu, z Chodakowską.

Pyra: I napinam te mięśnie, ale zanim ta informacja przebije się przez fałdy tłuszczu i przejdzie do mojego mózgu, Chodakowska zmienia ćwiczenie. Nie umiem tak napinać brzucha!

Wspólne pasje

Jedno jest pewne – nieważne czy Ślązak czy Pyra – zawsze znajdzie się coś, co ich połączy. Na przykład paczka ciastków, które, nawiasem mówiąc, przydałyby mi się w chorobie.Dobrym rosołem też nie pogardzę.

*solić – to zamiennik słowa „pieprzyć”, którego nie używam, bo, jak mawia moja mama: „damie nie wypada”

Sej heloł!

Jeżeli tutaj trafiłeś, to wiedz, że super.  Mega się cieszę. Serio. Choć często po mnie nie widać, bo taka skryta jestem.

Dowiesz się czegoś o studiowaniu dziennikarstwa, życiu w Poznaniu czy kulturze śląskiej, która jest taka ekstra, że brak mi słów. No, to ten.

pexels-photo-117498

Pora na oficjalne: cześć, jestem Kartofel! Mimo że do końca nie wiem o co mi w życiu chodzi i nie zawsze panuję nad tym co gadam, wytrzymałam ze sobą już dwadzieścia lat (porcelanowa rocznica^^).

Co więcej?

W życiu jestem indywidualistką i lubiącym ludzi introwertykiem. Jestem też uparta, ale w końcu urodziłam się pod znakiem barana, co wszystko wyjaśnia. Pamiętam, jak w zeszłym roku na weselu mojego kuzyna podszedł do mnie jego kolega z pracy i powiedział:

On: Mam tylko jedno pytanie: pani prowadzi czy ja?

Kartofel: Ja.

On: Tak myślałem.

Nawiasem mówiąc, spoko tańczył, ale mega się pocił. Moi kuzyni nazywali go potem fontanną z delegacji (no, bycie odrobinę wrednym mamy rodzinne; ale tylko ciut wrednym; tak ciut ciut).

Moja miłość

Kocham stokrotki. Rano. Nocą. W południe. Nawet ostatnio poszłam ich szukać, ale nie było. Smutno mi było wtedy. Musiałam zerwać inne kwiatki, a to taka zdrada trochę.

Fetysze

Poza tym mam tylko kilka fetyszy: czekolada, groszki, nazywanie wszystkiego imieniem Stefan, czekolada.

Ah! Pewnie zastanawiasz się dlaczego Kartofel? Otóż tak nazywamy ziemniaki na Śląsku. Żadne pyry czy cuś. Kartofelki. Tak, tak – jak po niemiecku.

Mimo że jest wiele osób, które lepiej prowadzi samochód, mówi po hiszpańsku czy… pisze, mam nadzieję, że ten blog wniesie w Twoje życie choć odrobinę uśmiechu :)

Do napisania!